W najodleglejszych skafandrach z włókna
z resentymentu wyplecionego
z tkanin najzwiewniejszych i tonów najdzikszych
szamoce się
motyli trzepot
dostojny
wypiękniały
w Twoim oku
maleńki
w herbacianych oparach
w miękkości słowa i Twojego oddechu powtarzanego
za każdym dźwiękiem
za trwałością pamięci
jaką pokładam w Twoich tonach
w najdzikszym stąpaniu świata
w najrozleglejszym świście
w porozkładanej w głowie poświacie
motylego wołania
dźwięk się scalił
dostojnie
niewinnie
kryształowo
obity
szemram
za ciszą
i widzę jej cień
Słońce
nadal
szyje
siebie we mnie
stąpa
motyl
poubierany
w łachmany
maleńki
z myślą
co w nim się nie mieści
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz